Białystok - Pierwsza nocna relacja 30.03.2007

Piątek, godz. 11:51

Tomek Kierzkowski: Halo, halo... tu ponownie podredaktor Don Kichot, który spieszy z najnowszymi wieściami z Białegostoku. Noc choć spokojna przyniosła nam jedno dramatyczne wydarzenie. Około godziny nie wiem której, gdy wszyscy w śnie byli pogrążeni, doszło do zamachu na Don Kichota. Sancho Pansa zdradziecko zasadził się na niego z pogrzebaczem kominkowym. Jak to zwykle w przypadku zamachów bywa sprawa wywołała ogólne poruszenie wśród œpiących. Znaczy się nie tyle sprawa, co pogrzebacz, z hukiem na podłodze lądujący, tuż koło głowy śpiącego Don Kichota. Sprawa w nocy błaha się wydawała, bo generalnie wszyscy szybko zasnęli. Dramatyzm całej sytuacji rano nam się objawił, gdy zechciało nam się oczy otworzyć.

Piątek zaczęliśmy od zadań w podgrupach. Młodsza część zespołu zajęła się zakupami i dalszymi pracami przy aucie, starsza przygotowywaniem śniadania. A że okolica pięknych domków, a i las blisko, więc nikt się nie spieszy, bo życie tu innym tempem się toczy. Sielankę burzy tylko zagubiona kurtka Szyszki. Właśnie organizujemy ekspedycję ratunkową pod hasłem "Gdzie jest kurtka?". Ponieważ kurtka jest całkiem nowa i jeszcze się jej dobrze nie przyjrzeliśmy, ekspedycja wydaje się być wyjątkowo trudną. Niemniej mamy pewne podejrzenia, że może mieć na plecach napis Szyszko. Na razie tego tropu się trzymamy. Jak nie wypali, to poszukamy innego, choć na razie nie mamy na niego pomysłu.

Z ogłoszeń parafialnych:
1. Nie mamy jeszcze informacji o lodzie ani wynikach sesji porannych. 2. Wiemy za to, że cel naszej pielgrzymki jest niedaleko nas. Kto wie czego szukamy niech zgaduje na forum. 3. Jagielską plecy bolą, bo podobno wypasiona kanapa jest niewygodna i w związku z tym chce na materac wrócić. 4. Żałujemy, że nie mamy licznika odwiedzin na naszej stronie. Gdzie się autem nie pojawimy, wywołujemy ogólne poruszenie. Strona www.miks.wisienka.prv.pl ma szanse być najczęściej odwiedzaną witryną poświęconą curlingowi w kraju :)


Magda Szyszko: To ja Szyszka. Temat przewodni od wczorajszego wieczora to niestety zaginięcie mojej kurtki. Akcja "ktokolwiek widział, ktokolwiek wie" właśnie nabiera tempa. Dopiero co pojawiliśmy się w Białymstoku, a tu już fani napierają i wykradają gadżety. Dla zainteresowanych: butik MIKSU Z WISIENKĄ RUSZA W PRZYSZŁYM TYGODNIU (a teraz oddajcie mi bluzę!!!!!!)...
Pozdrawiam


Miks Z Wisienką: Starszyzna napracowała się przy śniadaniu więc nie może teraz się wypowiedzieć, ale również serdecznie pozdrawiają.

A teraz hit poranka! Fazi dostał prezent urodzinowy od swojej drużyny.


Na opinie czekamy na forum i podczas wspólnego czatu...

Œlemy WIŚNIOWY POCAŁUNEK
Wasz MIKS Z WISIENKĄ



Druga nocna relacja - Sobota, godz... 03:10

Tomek Kierzkowski: Informacja dnia - kurtka Szyszki się znalazła :) To najbardziej pozytywna rzecz dzisiejszego dnia. Piętek to bardzo ciekawy dzień w Białymstoku. Piękna pogoda, całkiem ładne miasto, dobre jedzenie w knajpie na lodowisku i jeszcze lepsze w centrum i ...to by było na tyle pozytywów.


Lód podobny jak wczoraj - na znak protestu nic o nim nie napiszę, bo szkoda słów. Może ktoś inny będzie miał na to ochotę. Po pierwszym endzie porannego meczu musieliśmy zarządzić 10 minut przerwy na mrożenie haków... Spotkanie kończyliśmy z hakami obciążonymi kamieniami...


Mecz z AZS IV Chili Łódź bez historii. Skończyło się 19:1 i 7:1 w endach. Graliśmy ok, przeciwnik miał trochę mniej szczęścia niż my, do tego nałożyła się różnica w umiejętnościach i stąd wynik taki, a nie inny. Generalnie byliśmy zadowoleni, choć kamienie sunęły w sposób dla nas niewytłumaczalny. Nie wiem czy nawet agenci Mulder i Scully by to wytłumaczyli. Właściwie Archiwum X i to w takim z bardziej zakręconych odcinków...

Po tym triumfie wyruszyliśmy na zwiedzanie miasta. Wrażenia całkiem pozytywne. Najbardziej spodobało nam się we francuskiej kluborestauracji CABARET (tu mała reklama: www.cabaret.com.pl). Kazdy z nas próbował czegoś innego i każdy był co najmniej usatysfakcjonowany. Szyszka i ja pretendujemy w drużynie do zaszczytnego miana "słodkich dziurek", bo spałaszowaliśmy jeszcze po ekstra deserze. Wprawdzie to, co tam wydawało nam się smakiem nie do pobicia, zbladło przy wieczornym deserze u naszych gospodarzy, ale obiektywnie patrząc Loutrec de Touluse było wporzo! ;)

Wieczorny mecz z juniorami z ŚKC zaczął się pozytywnie, bo od wyniku 2:0 po pierwszym endzie. Niestety spotkanie skończyło się minimalną porażką. Fazi napisze Wam potem o jego przebiegu, bo rwie się do klawiatury i mi tu jakieś kity pociska, ale mnie się nie chce go słuchać ;) Faktem jest, że punkt, którego nam zabrakło do wyrównania, mogliśmy zdobyć co najmniej kilka razy w ciągu meczu. Niestety lód momentami mnie przerastał. Niestety w ważnych momentach kamienie nie spadały tam gdzie chcieliśmy. Tak, spadały, bo o rotacji właściwie nie możemy mówić. Niemniej trzeba przyznać naszym juniorom, że zagrali dobry mecz, wytrzymali emocjonująca końcówkę i teraz to oni mają dwie wygrane, a nie my. Nas czeka rano spotkanie w grupie 1-8 z gliwickim H2O. Trochę pechowo trafiliśmy na siebie już teraz, no ale takie są uroki regulaminu, który za walkowery przyznaje 6 wygranych endów i 9 kamieni (to pozostałość po stworzonym przed 3 laty Regulaminem rozgrywek Polskiej Federacji Curlingu, który nie wiadomo dlaczego akurat w tym punkcie jeszcze obowiązuje, podczas gdy w wielu innych - ważniejszych - już nie... - przyp.red.). Po dwóch kolejkach na czele AZS Chili Łódź (niestety numerku drużyny tej licznej ekipy nie pamiętam - AZS Chili Łódź II - przyp.red.), które drugi mecz wygrało walkowerem bodajże z którąś z drużyn z Warszawy (Media CC Warszawa II - przyp.red.). Tuż za nimi gliwickie zNienacka, a potem takie teamy jak Axel Toruń (wygrał z Poznaniem), czy KKC Kraków. Jak to powiedział Fazi - trochę czujemy się tu jak zesłańcy na wschód, bo generalnie ten turniej w wielu aspektach odbiega od zasad, reguł i zachowań, do których zostaliśmy ostatnio przyzwyczajeni. Praga to to nie jest... Zapiekanka na torze w trakcie przerwy rulezzz... Dżinsy to ogólnie przyjęty element stroju curlerów. Takich perełek mamy jeszcze trochę, no ale może będziemy Czytelnikom je podawać w ratach, bo boimy się, że za duży szok moglibyśmy wywołać.

Cytat dnia (Kazik Chęć o lodzie, który próbuje wraz z kilkoma innymi zapaleńcami prostować w nocy): Z tym i tak nic nie da się zrobić...

To już tak źle niestety będzie do końca - to taka pozytywna myśl na nowy dzień ;)
Pozdrawiam dziś mało śmiesznie - Don Kichot z przetrąconą lancą.


Adam Sterczewski vel Fazi: Łoooo Panie!!! Nie przyglądałem się Don Kichotowi i nie zauważyłem tego numeru z lancą. Poza tym z żalem zawiadamiam, że w drugim endzie drugiego meczu skip nam zesmutniał i takim pozostał, choć walecznie walczył, jak mówi Szyszka. Skip zesmutniał i pisze epistoły i aż się boimy żeby z tego wszystkiego nie załapał się na episkopat. Lód nas przerósł, ale co tam, "pójdziemy se na browara", jak mówi miś push-upek.

Szyha mówi, że piszemy dalej. No to piszemy. Niestety, jako młodzi adepci koła rzemiosła artystycznego, okazaliśmy się słabymi rzeźbiarzami w lodzie i przegraliśmy w hicie wieczoru z TSND JDB. Łooo Panie!!! Rzeźbiliśmy, rzeźbili i wyrzeźbili Wenus z Milo, ale bez nogi.

Bad news ciąg dalszy. Szyha złamała paznokieć. To nie rokuje dobrze...

Good news: na allegro do nabycia elektryczna miotła :)

Uwaga konkurs: jak zwą naszego gospodarza?
Nagroda: to jak go zwą...

Buziaki dla wszystkich, bo musimy iść spać, jak mówi skip. Choć nam wcale nieśpieszno...


Sobota, godz. 19:15

Na naszej stronie dosłownie przed chwilą zakończył się czat z Wisienką. Skrót z czatu już niedługo na stronie :)


Sobota, godz. 20:38 (opóźnienie w publikacji związane z problemami z hostingiem strony niezależnymi od wydawcy - przepraszamy)

Adam Sterczewski: Witamy wszystkich bardzo serdecznie w trzecim dniu pobytu w Białymstoku :)


Głos zabierze od razu podredaktor Don Kichot, który dziś w bojowym nastroju i lepszej formie :) halo, halo... Don! Jak mnie słyszysz?

Tomek Kierzkowski: Halo, halo... dziękuję za mikrofon. Słyszę cię bardzo dobrze. Poranek okazał się być dla części drużyny bardzo trudnym. Gościnność naszych gospodarzy, Gabrysi i Stefana, okazała się zgubna dla Sancho Pansy, który zdecydowanie nie grał dziś na świeżości... Pierwsze spotkanie z trudnym przeciwnikiem. Szczerze to najchętniej z H2O byśmy nie grali, bo porażka jednej z drużyn komplikowała jej sprawę dalszych gier. Zanim o samym meczu - zagadka: Jak nazywa się smok wykąpany w mleku?

Spotkanie jak zwykle zaczęło się od naszego zmarnowanego hammera. Powoli zastanawiam się czy 100% skuteczności Magdy Jagielskiej w losowaniach jest na pewno naszą przewagą ;) Potem było jednak lepiej. Powoli i konsekwentnie ciułaliśmy punkty. Fazi nieźle się trzymał, zarówno na szczocie jak i na haku. Kryzys nadszedł w 6 endzie, jednak dzielnie go przezwyciężył i ostatecznie całość wygraliśmy dosyć przekonywająco. Po 3 meczach mieliśmy całkiem ciekawe statystyki. Średnio w meczach zdobywaliśmy 6 endów i niemal 13 punktów. Chyba nieźle ;) Kolejnym przeciwnikiem miała być rewelacja rozgrywek (obok Torunia) - Curlik Ruda Śląska. I znowu dylematy jak rano...

Czas do meczu spędziliśmy w naszej prywatnej szatni. Wyobraźcie sobie, że wszystkie drużyny gnieżdżą się w jednej szatni, a my 5 metrów dalej znaleźliśmy identyczną, tylko że całkowicie pustą (dziś odkryli ja też warszawiacy z Media CC). Co więcej w naszej dziupli znaleźliśmy komplet głośników komputerowych, więc podłączamy mp3 playery i jest "w pytę!". Dziś postanowiliśmy podnieść komfort naszej dziupli i zakosiliśmy piękny, duży materac gimnastyczny (Szyszka mówi, że pożyczyliśmy, ale ja tam trzymam się pierwotnej wersji, bo go nie oddaliśmy, tylko schowaliśmy pod prysznicem). Godzina relaksu na materacu z muzyką Sade pozwoliła znakomicie się zregenerować.


W sumie dalej nie wiemy czemu nikt inny nie wpadł na równie genialny pomysł :) A my w naszej dziupli lansujemy się w oknach wychodzących na lodowisko niczym "śląskie omy" na poduszkach w oknach. Nawet zostaliśmy uwiecznieni na zdjęciu przez koleżankę chyba z Poznania, którą niniejszym serdecznie pozdrawiamy :)

Mecz z Rudą jak poprzednie zaczęliśmy od zmarnowanego hammera. Potem było "wporzo" i ostatecznie pokonaliśmy bardzo silną naszym zdaniem drużynę. Szczególne słowa uznania dla Ilony Dominiczak, która gra znakomicie. I jeszcze jedne podziękowania za miły gest dla Wujka Staszka, który przed meczem sprezentował nam bombonierkę wisienek w likierze "Cherry Paradise". Właśnie się nimi objadamy i są naprawdę bardzo dobre.

W sumie to tyle od Don Kichota. Zapraszam serdecznie do oglądania zdjęć sprzed bankietu. Macie szansę widzieć nasze stroje szybciej od białostockich curlerów :)

1.
Obraz 040.jpg
2.
Obraz 041.jpg
3.
Obraz 042.jpg
4.
Obraz 044.jpg

Adam Sterczewski: Dla Faziego vel Sancho Pansy jest to jeden z tych trudnych dni, opisanych bardzo dobitnie przez Kazimierza Staszewskiego w utworze "Oczy niebieskie". Na świeżości (???) rozegrany mecz z H2O był całkiem niezły i nie zwiastował kryzysu, który nadszedł wraz z początkiem spotkania z Curlikiem. Na szczęście wola przetrwania pozwoliła dokończyć ten mecz... Ale spox, teraz jest już w pytę!

Przypominamy o wczorajszej zagadce: Jak zwą naszego gospodarza?

Pozdro dla fanek :)
Wasz Fazi


Poniedziałek - godz. 18:49 - UWAGA! Relację z Białegostoku czytasz na własną odpowiedzialność - redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treści rozpowszechniane przez czołowych curlerów Polski... - przyp.red.

Miks Z Wisienką: Dzisiejszą relację sponsorują liczby:
1  8  27  65  18
Pytanie konkursowe nr 3: co to za liczby?

Od razu pytanie nr 4: co golił Zioło i dlaczego?

Piszemy do Was z 413 kilometra za Białymstokiem. Emocje już lekko opadły, ale fun towarzyszący nam od początku pozostał - i o to chodzi!

Jak mogliście z pewnością zauważyć, na bankiet udaliśmy się w naszych nowych wisienkowych strojach, co spowodowało objawy stuporu katatonicznego u sędziego zawodów khangooora. Po dłuższej chwili zawieszki zdołał jedynie powiedzieć "O k....! Jesteście najbardziej zajebistą drużyną jaką znam!". Nieskromnie muszę się zgodzić z sędzią :)

Bankiet polegał na skonsumowaniu sporych rozmiarów pizzy (szef lokalu stwierdził, że w życiu się tak nie napracował :)) Niestety, ze względu na tzw. profesjonalne podejście, zdrowy rozsądek i inne podobne mniej lub bardziej przydatne rzeczy, mając na uwadze poranny bardzo ważny mecz, opuściliśmy bankiet dość wcześnie.


Za wcześnie jak się okazało. Okazało się bowiem, że po trzech latach prób Piotr znalazł śmiałka, który stanął na lodzie w samych skarpetkach. Mało tego, przebiegł w nich całe lodowisko i zakończył efektownym padem "rysując lód swoim cyrklem" - cytat za Piotrem P.

W tym miejscu musi się Don Kichot wtrącić, bo jeszcze na jakichś buraków wyjdziemy. Bankiet opuściliśmy razem z Wujkiem Staszkiem, szukając jakiegoś funu i trafiliśmy do wspomnianego już Cabaretu, który z przemiłej restauracji przeistoczył się w lokal z dobrymi drinkami i całkiem ciekawą muzyką :) Barman wziął nas za sektę i trochę to trwało zanim wyjaśniliśmy, że nasze stroje niewiele mają wspólnego z wyznawcami zielonych ogórków... W każdym razie nie zabrakło tego wieczoru okazji do focha Pierwszej Damy Lodowiska. W sumie fochów było więcej, ale chyba powoli zaczynamy sobie z nimi radzić ;) Zresztą wyniki i ogólny fun chyba są tego najlepszym dowodem.

Niedziela zaczęła się niemiłosiernie wcześnie. Rychłe opuszczenie bankietu niewiele pomogło Sancho Pansie. Dotarł na lodowisko z zalepionymi ślepiami i sprawiał wrażenie, że nie wie co się dzieje. Co gorsza, reszta teamu też sprawiała takie wrażenie. Pierwszy end przegrany przy hammerze za 1, drugi end przegrany za jeden... Trzeci end pokazał jednak, że Wisienki zaczaiły się tylko i postanowiły zaatakować - nomen omen - znienacka. End wygrany za 5, kolejne dwa za 3, szósty za 2 i ostatni (siódmy) za 5. Wynik końcowy przerósł nasze najśmielsze oczekiwania: 18:2. A przecież Znienacka w czterech wcześniejszych meczach stracili zaledwie 12 kamieni.

Tak udanie rozpoczęty dzień należało kontynuować. Z pomocą przyszli nam nasi kochani gospodarze zapraszając nas na grilla. Fantastyczne jedzonko, przemiła atmosfera - sezon grillowy rozpoczęty.


Niestety nasz czas w Białymstoku dobiegał już końca - trzeba było wracać. Na początku drogi powrotnej połączyliśmy się z lodowiskiem, gdzie trwały decydujące mecze. Wieści nie były zbyt pomyślne. Nie grał już żaden zespół ŚKC. Zdziwiło nas to bardzo, bo gdy opuszczaliśmy lodowisko Gromy prowadziły z Sopotem II 7:0. Hans zrobił jednak to, co wydawało się niemożliwe i jego zespół wygrał 12:8. Nas doszły jednak słuchy o gwiazdorskim kontrakcie dla sędziego Finałów w Warszawie. Czyżby miało to wpływ na przebieg meczu? ;)

Don Kichot wczoraj nie bardzo mógł coś napisać, bo trochę zajęty był prowadzeniem wiśniowego bolidu. Jak się okazało mało skutecznie się na drodze skupiałem, bo na Bonda o 20.00 nie zdążyliśmy. I gdyby tak podsumować ten wyjazd to chyba był najbardziej przykry element tego wyjazdu :)

Wrócę jeszcze na chwilę do sobotniego meczu z Rudą, bo chyba zapomnieliśmy Czytelnikom powiedzieć, że w jednym endzie kamień puszczony przez Magdę J. postanowił niemiłosiernie zjechać właściwie w bok toru, atakując Szyszkę. Szkoda, że nie widzieliście jej zaskoczenia, gdy kamień, który już właściwie stał nagle zjechał w bok wpadając jej prawie pod same nogi :) Szyszka unikając ataku nie zdołała wyjaśnić odwiecznego dylematu czy to właściciele upodobniają się do swoich czworonogów, czy jest może odwrotnie. W każdym razie jej ucieczka wyraźnie wskazuje, że posiada Goldena. Kto zna te psy ten zrozumie :)

A skoro już przy Szyszce jesteśmy, to jeszcze cytat wyjazdu: "Pokażmy im, że nie jesteśmy tu przypadkiem" - tak Szyszka przed spotkaniem z drużyną Znienacka obaliła nasze przekonanie o tym, że do eliminacji trafiliśmy trochę niezasłużenie...

Oj, coś dużo tych wątków z Szyszką w roli głównej, a tu jeszcze trzeba dodać, że Fazi przegrał z nią zakład o to, do której grupy trafimy w turnieju finałowym. Sancho Pansa starał się odnieść do schematu narysowanego na początku przez sędziego, który okazał się błędny. Szyszka nie zdradziła nam skąd miała swoją wiedzę, jednak trzeba przyznać, że poprawnie wytypowała miejsce w grupie A i teraz będzie szczęśliwą posiadaczką ptasiego mleczka.


A teraz suplement, czyli kilka faktów średnio śmiesznych, ale których przemilczeć nie wypada:

1. O lodzie wiecie już sporo. Był skandaliczny i moim zdaniem nie powinny się na nim odbyć żadne zawody pod auspicjami PZC. Cieszę się, że mogę to napisać jako skip drużyny, która wygrała zawody. Nie chcę oceniać wyników turnieju, bo to nie moje zadanie. Na pewno warunki, jakie w Białymstoku napotkaliśmy, w ogromnym stopniu ograniczyły znaczenie umiejętności technicznych i wprowadziły do wielu spotkań bardzo dużą dozę przypadku.

2. W tym miejscu nie mogę nie wspomnieć wypadających haków. Zwłaszcza piątek był dniem, który dostarczył w tym temacie wielu ciekawych rozwiązań. O naszej przerwie w spotkaniu z Łodzią już wiecie. Nie wiem natomiast czy słyszeliście, że były mecze rozgrywane tylko w jedną stronę! Po każdym endzie kamienie przerzucało się na początek toru i grało w tym samym kierunku! Tu prośba do Łukasza, który w sprawach regulaminowych jest ode mnie dużo bardziej biegły. Czy możesz pokazać przepis, który uprawomocnia takie granie (nie znam takiego przepisu - pytanie co było powodem takiej decyzji sędziów, być może była to jedyna możliwość rozegrania meczów w wyznaczonym wcześniej terminie i zdecydowali, żeby pomimo kłopotów organizacyjnych rozegrać mecze, by udało się dokończyć turniej - zgodnie z duchem gry - takie zachowanie przepisy i ich właściwa interpretacja zalecają - przyp.red.)? Moim zdaniem, to tak jakby kazać czterystumetrowcom biegać tylko po jednej prostej bieżni i na końcu robić nawroty...

3. A skoro przy regulaminie jesteśmy to kwestia przyjmowania zgłoszeń do zawodów. Nie wiem dlaczego, ale do dziś na stronie PZC są drużyny, które w składach mają po 4 przedstawicieli jednej płci. To chyba nie o to chodzi w mikstach? I nie o to, by w trzyosobowym składzie kobieta grała jako pierwsza wypuszczając dwa kamienie, a po niej dwóch panów? A i takie sytuacje w Białymstoku były. Osobiście ich nie widziałem, ale zwrócił mi na nie uwagę Piotr Podgórski.

4. "Spirit of curling" rozprzestrzenia się coraz bardziej. Jak dowiedziałem się od drużyny Media CC II Warszawa, drużyna, z którą mieli się spotkać w piątkowe popołudnie (CK Nikifor II Krynica, w składzie: Bożena Motyka, Grzegorz Adamczyk, Małgorzata Klimkowska, Jacek Hojniak, Barbara Motyka, Łukasz Zięba - przyp.red.) nie zgodziła się przełożyć meczu o godzinę mimo, iż w następnej serii jeden tor był fizycznie wolny. Jasne, ktoś powie, że regulamin nie przewiduje takiej opcji. A ja chciałbym przytoczyć przykład Śląskich Kamoli, którzy w ważnym meczu z Icicles podczas gliwickich finałów mimo spóźnienia przeciwników zagrali, bo w curlingu nie chodzi o wygrywanie walkowerem. Tym różnimy się od innych dyscyplin i z tego jesteśmy dumni!

5. Chcieliśmy także zauważyć, że bardzo drogi sprzęt będący w posiadaniu PZC, a konkretnie jeden z dwóch w Polsce urządzeń Ice Boss jest w "świetnym" stanie. Może bym się do tego nie doczepił, ale uwagę na to zwrócił mi ponownie Piotr P., który akurat na rzeczy się zna. Rdza na nożu nie jest tylko powierzchownym osadem jak to miało miejsce w Gliwicach. Niestety z powodu złego światła zdjęcia nie oddają w pełni tego w jakim stanie jest nóż tak długo oczekiwanej w Polsce maszyny.

      

Może jednak warto o niego zadbać i co jakiś czas poddać konserwacji? Bo znając życie pieniądze na nowy nóż i naprawy nie prędko się znajdą. Poza tym dochodzi jeszcze coś takiego jak zwykła dbałość o to co nasze i świadomość, że zostało to kupione za pieniądze nas wszystkich!


A na zakończenie chciałem podziękować wszystkim Czytelnikom, którzy z naszych relacji czerpali informacje o tej imprezie. Było nam bardzo miło i świetnie się przy tym bawiliśmy. Mamy nadzieję, że Wy również.

Miks z Wisienką powróci już za niespełna 3 tygodnie!